Wpisz czego szukasz

Wybierz kategorie

Strona główna > Baza Wiedzy > Dobre praktyki w budowaniu relacji samorządowych instytucji kultury ze społecznością lokalną na wybranych przykładach z Górnego Śląska

Dobre praktyki w budowaniu relacji samorządowych instytucji kultury ze społecznością lokalną na wybranych przykładach z Górnego Śląska

29 grudnia 2022
Wpis należy do kategorii:

Górny Śląsk, a szczególnie jego przemysłowa część, to region, który posiada swoją wyraźną tożsamość. Rewolucja przemysłowa, wielka europejska przygoda, w której mieszkańcy regionu uczestniczyli przez ponad dwa stulecia, odpowiadała za jego ogromny skok cywilizacyjny. Wielość kultur, religii, języków, płynność przesuwanych pod nogami Ślązaków państwowych granic tworzyły przez wieki wielki europejski kulturowy tygiel. Jednocześnie rozpoczęta na przełomie lat 80. i 90. XX w. transformacja, deindustrializcja, której finalnym akcentem jest odbywająca się na naszych oczach dekarbonizacja, spowodowały wiele problemów społecznych i gospodarczych. Wraz z upadkiem przemysłu zaczął zmieniać się charakter regionu. Zmiana  przyniosła też pytania o górnośląskie dziedzictwo, tożsamość i przyszłość. Przemysł oraz kultura robotnicza, przez lata odpowiedzialne były za funkcjonujący w Polsce wstydliwy stereotyp Ślązaka. Ludzie urodzeni w latach 70., 80. i już bezpośrednio po upadku komunizmu uznali go natomiast za fundament, na którym warto zbudować nową tożsamość regionu.

Godka i kolejne odrzucane przez rząd inicjatywy uznania jej za język regionalny są dobrym przejawem śląskich aspiracji. Swoistym game changerem w kształtowaniu się nowej górnośląskiej tożsamości były wyniki kolejnych spisów powszechnych, w których mieszkańcy regionu deklarowali narodowość śląska jako jedyną lub łączoną z narodowością polską lub niemiecką. W spisie z 2011 r. narodowość śląską  zadeklarowało ponad 800 tysięcy osób. Ponad 400 tysięcy oznaczyło ją zaś jako „pierwszą”. Górny Śląsk jest tym samym regionem, w którym gry z pamięcią, zarówno indywidualną jak zbiorową, ilość możliwych, często funkcjonujących równolegle narracji i dziedzictw są niezwykle dynamicznym zasobem. Działające w regonie instytucje kultury wielokrotnie podejmowały się aktywności wychodzących naprzeciw tej niezwykłej różnorodności. Wiele z nich miało charakter partycypacyjny. Społeczności lokalne, wywodzący się z nich artyści i aktywiści, korzystając z potencjałów operacyjnych, organizacyjnych i finansowych instytucji wspólnie starali się odpowiedzieć, jak przeszłość może zaspokoić teraźniejsze potrzeby mieszkańców regionu. Często przyjmowało to spektakularny wymiar, choć oczywiście „spektakularność” nie musi być żadnym wyznacznikiem skuteczności. Cytując Gregory’ego Ashwortha:

Koncert „Larmo w Bogucicach” w Muzeum Śląskim. Fot. A. Kowalski

 „(dziedzictwo) jest współczesnym wykorzystaniem przeszłości. Dotyczy tego, co teraźniejszość uważa za odziedziczone z wyobrażonej przeszłości i co chciałaby przekazać jako dziedzictwo wyobrażonej przyszłości”[1].

Spójrzmy, jak tą myśl wcielały w życie wybrane górnośląskie instytucje kultury w ścisłej współpracy z lokalnymi społecznościami.

Nowy gmach Muzeum Śląskiego został wybudowany na terenach byłej kopalni węgla kamiennego Ferdynand (później Katowice), która pełniła ważną rolę dla lokalnej tożsamości. Sama idea wybudowania muzeum na terenie pogórniczym, z zachowaniem wielu historycznych kopalnianych budynków, w tym nadszybia i wieży wyciągowej szybu Warszawa II miała wymiar symboliczny. Dodatkowo, przestrzenie ekspozycyjne w większości zlokalizowane zostały pod ziemią, co wzmocniło metaforyczny wydźwięk  inwestycji oraz podkreśliło przemysłowy rodowód górnośląskiej kultury. Muzeum otwarto dla zwiedzających w 2015 r., ale jeszcze przed otwarciem ówczesne kierownictwo i pracownicy muzeum ujawnili istotny społeczny deficyt związany z lokalną społecznością najstarszej katowickiej dzielnicy – Bogucic. To właśnie na tym terenie formalnie zlokalizowano nową flagową górnośląską instytucję. Mieszkańcy Bogucic byli biernymi obserwatorami ogromnej inwestycji, realizowanej z wykorzystaniem unijnych środków w ich najbliższym sąsiedztwie. Założono, że pod wybudowaniu muzeum lokalna społeczność będzie się z nią automatycznie utożsamiała, a samo muzeum  na zasadzie „efektu Bilbao” wpłynie na proces rewitalizacji dzielnicy.  Rzeczywistość okazała się nieco odmienna od założeń. W rozmowach z mieszkańcami brzmiało rozczarowanie i odczucie, że nowoczesność i rozmach inwestycji na zasadzie kontrastu jeszcze bardziej wyolbrzymił skalę niedoinwestowania dzielnicy. W efekcie, społeczność lokalna poczuła się na swoim własnym terenie jak grupa gorszej kategorii. Dodatkowo nowa droga doprowadzona do muzeum, na skutek charakterystycznego ukształtowania terenu została przez mieszkańców zinterpretowana jako fosa odcinająca bogucki park od Strefy Kultury. Tym samym – Bogucicom symbolicznie wycięto serce, którym przez lata była kopalnia. Jeszcze przed otwarciem muzeum rozpoczęło konsekwentną współpracę ze społecznością Bogucic, starając się odwrócić zastaną negatywną tendencję. To współdziałanie, poza cyklicznymi spotkaniami pod nazwą Szychta kreatywna przyniosło kilka wyjątkowych realizacji. Pierwszą z nich był projekt Larmo w Bogucicach wymyślony i wyreżyserowany przez Rafała Urbackiego, pochodzącego z Gliwic reżysera, choreografa krytycznego, performera, twórcę i kuratora projektów społecznych i partycypacyjnych, które dziś stanowią klasykę tego gatunku w kraju. Larmo… było próbą pozytywnej odpowiedzi na postransformacyjne problemy, z którymi mierzyła się stara, górnicza dzielnica. Do jej sformułowania posłużyć miał potencjał nowej instytucji, która pojawiła się na terenie Bogucic. Muzeum Śląskie miało wybrzmieć w nim jako szansa dla lokalnej wspólnoty, a nie zagrożenie. Urbacki, będąc świadomym skali i rangi instytucji wykorzystał ją jako swoisty rezonator dla boguckiego wielogłosu. Kanwą tego muzycznego projektu były piosenki Lady Pank z filmu O dwóch takich, co ukradli księżyc wybrane w taki sposób, aby ułożyły się w opowieść o mieszkańcach Bogucic. Poszczególne utwory spięte były autorską narracją wprowadzającą odpowiedni kontekst oraz fabularyzującą całość. Wykonawcami byli lokalni artyści, w tym Orkiestra Dęta Katowice, która do czasu zamknięcia kopalni pełniła funkcję orkiestry zakładowej. Jej muzyka nierozerwalnie związana była z życiem dzielnicy. Przez swój wielopokoleniowy charakter pełniła także ważną funkcję integracyjną. Orkiestrze towarzyszył działający w dzielnicy chór Gospel Sound oraz Bajzel – pochodzący z Poznania muzyk alternatywny, który dodał brzmieniu orkiestry dętej nowego charakteru. Ten nowy anturaż spowodował także pojawienie się zupełnie nowego słuchacza, do tej pory niezainteresowanego tradycyjnym repertuarem orkiestrowym. Co ciekawe, muzycy biorący udział w projekcie, choć pochodzili z tej samej, niewielkiej przecież dzielnicy, nigdy wcześniej z sobą nie współpracowali. Muzeum stało się dla nich miejscem spotkania, a tym samym spełniło dla dzielnicy funkcję integracyjną. Wspominając Rafała Urbackiego warto przywołać jeszcze zrealizowany dla Festiwalu Nowej Scenografii, także w Muzeum Śląskim choreodokument Kształt rzeczy. O węglu i porcelanie – efekt współpracy z filmowcem Anu Czerwińskim i Kayą Kołodziejczyk. Tym razem Urbacki połączył historie boguckiej kopalni oraz fabryki porcelany, a bohaterkami uczynił dwie pracownice tych zakładów. Jednocześnie sięgnął po małe narracje dotykając przy okazji problemu wykluczenia kobiet z historii przemysłu. Pracy nad dokumentem towarzyszył szereg dodatkowych działań m.in. wykład performatywny w Centrum Scenografii Polskiej oraz tradycyjny babski comber dla byłych pracownic boguckich zakładów, który odbył się oczywiście w Muzeum Śląskim.

Orkiestra Dęta Katowice oraz chór Gospel Sound spotkały się w Muzeum Śląskim raz jeszcze. Tym razem przy okazji widowiska Rasa. Pieśni antracytu, zrealizowanego według koncepcji i scenariusza Adama Kowalskiego, wyreżyserowanego przez Marcina Gawła. Główna rolę w widowisku zamykającym Industriadę 2016 znów pełniła muzyka, ważny element górnośląskiego dziedzictwa niematerialnego. Tym razem, twórcy sięgnęli jednak po tradycyjne pieśni górnicze. Część z nich pochodziła z Górnego Śląska, a zebrana została przez legendarnego Adolfa Dygacza. Pozostałe powstały w społecznościach górniczych Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Teksty anglojęzyczne zostały przetłumaczone na język śląski przez profesora Zbigniewa Kadłubka. Tym samym lokalna społeczność i jej tradycja  górnicza wpisane zostały w większą, ponadnarodową wspólnotę, którą łączy doświadczenie kulturowe związane z pracą w przemyśle wydobywczym. Na scenie, poza orkiestrą i chórem pojawił się jeszcze męski chór Schola Cantorum Minorum Chorzoviensis oraz liczni soliści. Prace nad widowiskiem trwały pół roku wymagając od wykonawców – w większości pasjonatów muzykujących w wolnym , którzy muzykują w wolnym od pracy czasie, wielkiego zaangażowania i poświęcenia. W efekcie powstały nowocześnie zaaranżowane pieśni, które dzięki nowej interpretacji i formule przeniosły górniczą tradycję w współczesność. Małe Bogucice stały się tego wieczoru, w obecności kilkutysięcznego tłumu wyrazicielem kulturowych aspiracji Górnego Śląska. Za podsumowanie służyć może jeden z fejsbukowych komentarzy, który został opublikowany po premierze:

Oni mają metro… My momy szola- Rasa;)
Rozpiera mnie duma!

Zbigniew Rokita, laureat nagrody Nike za Kajś. Opowieść o  Górnym Śląsku sześć lat później wspomniał, że

Widowisko Rasa. Pieśni antracytu, które jako pierwsze pokazało mi, że górnictwo może być atrakcyjną opowieścią i zamiast burzyć stare symbole, lepiej je reinterpretować[2]. Potwierdził tym niejako, że Muzeum Śląskiemu i społeczności lokalnej udało się trwale wpisać w proces nowego odkrywania Śląska.

Jedną z ostatnich górnośląskich realizacji o mocnym akcencie społecznym jest wystawa stała Królestwo żelaza, zrealizowana przez Muzeum Hutnictwa w Chorzowie, otwarte dla zwiedzających w listopadzie 2021 r. Ekspozycja została wyróżniona między innymi w prestiżowym konkursie na wydarzenie muzealne roku Sybilla 2021 oraz na wydarzenie muzealne roku w województwie śląskim. Nie bez znaczenia wydaje się w tym kontekście mocno partycypacyjny charakter samej ekspozycji. Zresztą idea włączania lokalnej społeczności w szeroko pojęte życie muzeum jest w przypadku Muzeum Hutnictwa ważnym elementem jego filozofii. Królestwo żelaza to pierwsza w Polsce wystawa poświęcona hutnictwu żelaza i stali epoki rewolucji przemysłowej. Po pierwsze wypełnia ważny deficyt w kontekście samego hutnictwa.

Szczególnie na Śląsku wiele uwagi poświęca się od lat przede wszystkim górnictwu pomijając zupełnie wątek hutniczy. Tą dysproporcję wyraźnie potwierdza liczba obiektów muzealnych i turystycznych o górniczej proweniencji. Skala opracowań, badań, wydarzeń poświęconych węglowi i jego eksploatacji także nie pozostawia złudzeń odnośnie zainteresowania metalurgią. W kontekście chorzowskim hutnictwo odgrywało rolę szczególną. W 1802r w sąsiedztwie wsi Chorzów powstaje największa i najnowocześniejsza huta na kontynencie europejskim. Konigshutte/Huta Królewska daje również nazwę rosnącej wokół niej osadzie. Ponad pół wieku później, do Huty Królewskiej dołącza Huta Bismarcka, czyli późniejsza Huta Batory. Te dwa potężne zakłady stają się motorem miastotwórczych procesów prowadzących do ukształtowania się nowoczesnego miasta. W szczytowym momencie funkcjonowania zakładów pracowało w nich łącznie prawie 20 000 osób. Pokazuje to skalę społecznego wymiary chorzowskiego hutnictwa. W Chorzowie przestrzeń miejska naznaczona jest metalurgią w podobny sposób, jak jego tkanka społeczna. Mimo to, po transformacji ten założycielski dla miasta wątek został w pamięci zbiorowej mocno zredukowany. W latach 90. wiele górnośląskich miast postanowiło definitywnie zatrzasnąć drzwi z napisem „przemysł” poszukując dla siebie nowej drogi. Kolejne pokolenia postanowiły je z powrotem uchylić i dokonać nie tylko reinterpretacji rozpościerającego się za nimi krajobrazu. Ważniejsze było dostrzeżenie w nim ludzi i oddanie im głosu. Muzeum Hutnictwa wpisuje się w to zjawisko.

Orkiestr dęta na ulicach Rudy Śląskiej. Fot. A. Kowalski

Logika unijnych funduszy powoduje, że proces inwestycyjny wyprzedza często pytania o adresatów powstających obiektów, w tym instytucji kultury. W Chorzowie udało się zachować w  tym procesie właściwą logikę działania. Siedziba muzeum była jeszcze świeżo zorganizowanym placem budowy, kiedy kilkuosobowy zespół dopiero co powołanej do życia instytucji zaczął budować wokół niej środowisko. Byli to głównie dawni pracownicy chorzowskich hut zrzeszeni w kilku stowarzyszeniach, nieformalnych grupach czy działający wciąż w związkach zawodowych. Organizowano spacery tematyczne prowadzone śladami hutniczej pracy i kultury przez samych hutników czy wydano kilka mini spacerowników społecznych na łamach lokalnej prasy. Dzięki zaangażowaniu społeczności hutniczej, grono wspierające młodą instytucję stale rosło. W zbiorach pojawiły się nowe cenne obiekty, wśród nich wiele bardzo osobistych, a przez to bezcennych pamiątek związanych z pracą nie tylko w chorzowskich hutach. Wkrótce wsparcie dla muzeum zaczęło napływać również ze strony podmiotów gospodarczych działających w branży hutniczej. Wiele z nich oferowało instytucji zabytkowe urządzenia hutnicze oraz ich transport do muzeum na własny koszt. Działająca bezpośrednio w sąsiedztwie kuźnia wpisała się w regularną działalność muzeum umożliwiając uczestnikom organizowanych przez nie wydarzeń zwiedzanie zakładu. W międzyczasie muzeum przejęło funkcję moderatora obchodów dnia św. Floriana w mieście. Dzięki współpracy z chorzowskim samorządem, czwartego maja główne arterie Chorzowa ozdobione zostały flagami w hutniczych barwach, a ulicami przeszła dawna zakładowa orkiestra dęta Huty Batory. Była to symboliczna zmiana w hutniczym mieście, w którym głównymi aktorami dnia św. Floriana, patrona ludzi ognia, byli od lat głównie strażacy. W ten sposób hutnictwo wprowadzono z powrotem w przestrzeń publiczną.

Bez tych prowadzonych konsekwentnie działań, zarówno na skalę mikro i makro, nie doszłoby do powstania Królestwa żelaza w obecnym kształcie. Ekspozycja powstała w budynku hutniczej elektrowni z końca XIX wieku. Oznacza to, że maszyny i urządzenia zgromadzone w hali nigdy w niej nie pracowały. Zamiast „udawać hutę” w adaptowanej do nowych funkcji siłowni, kuratorzy wystawy postanowili, jak sami mówią „dokonać zwrotu humanistycznego” i autentyczności poszukać w historiach hutników i hutniczek. Osią narracyjną wystawy, a zarazem jej sercem są wspomnienia ludzi przemysłu hutniczego z terenu Chorzowa, Świętochłowic, Siemianowic czy Rudy Śląskiej. Ponad 120 filmów zostało zarejestrowanych w ramach projektu Mów mi huto. Ponad dwadzieścia osób w własną historią w przemyśle hutniczym zgłosiło chęć podzielenia się z muzeum swoimi opowieściami związanymi z pracą i życiem. To właśnie ich relacje prowadzą zwiedzających przez Królestwo żelaza, oferując unikatową możliwość wsłuchania się w historie z pierwszej ręki. Dzięki zwróceniu się w kierunku małych narracji udało się zajrzeć za zasłonę wielkiej historii i dosłownie spojrzeć w oczy tworzących ją ludzi. Projekt został nagrodzony w konkursie na Wydarzenie Muzealne Roku w Województwie Śląskim. Ten sposób opowieści ma swój praktyczny wymiar – bohaterowie wystawy pojawiają się regularnie w muzeum  w towarzystwie rodzin, znajomych i przyjaciół. Często zdarza się, że odwiedzający dostrzegają na zdjęciach swoich sąsiadów bądź krewnych, a Ci z kolei, usłyszawszy, że zostali uwiecznieni na wystawie sami postanawiają ją zobaczyć. W ten sposób muzeum jest cały czas aktywnym centrum lokalnej społeczności, miejscem spotkań nie tylko z historią, ale i z ludźmi. Część bohaterów wystawy związała się zresztą z instytucją na dłużej – są przewodnikami po Królestwie żelaza, a każdy z nich opowiada jego historię inaczej, odnosząc się do własnych doświadczeń i emocji. Znaczenie muzeum dla integracji społecznej i zachowania ciągłości ważnego elementu lokalnego dziedzictwa jakim jest hutnictwo najlepiej podsumowuje jeden z hutników, bohaterów wystawy i przewodników muzealnych:

Kiedy tu przyszedłem na rozmowę w sprawie podjęcia się oprowadzania, mimowolnie pociekły mi łzy [3].

 


[1]Gregory Ashworth: Planowanie dziedzictwa, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków 2015, s. 42.

[2]https://www.slazag.pl/zbigniew-rokita-slaska-historia-jest-bluzniercza-w-przeciwienstwie-do-krakowa-drze-sie-na-caly-glos

[3]https://dziennikzachodni.pl/hutnicze-opowiesci-jak-ludzie-ognia-wspominaja-prace-w-hucie-kosciuszko-i-hucie-batory-praca-byla-w-warunkach-tropikalnych/ar/c7-16794113


 

Adam Kowalski  Dyrektor Muzeum Hutnictwa w Chorzowie
Czy artykuł był pomocny?
Powiązane Baza Wiedzy (0)
Powiązane Ścieżki działania (0)
Powiązane Dobre Praktyki (0)
Powiązane Narzędzia (0)
Powiązane Akty Prawne (0)
Powiązane Rewitalizacja (0)
Powiązane Publikacje (0)

Wpisz czego szukasz