Ogromne banery, słupy reklamowe, fasady we wszystkich kolorach tęczy? A może zadbane rynki, zrewitalizowane kamienice, gustowne, historyzujące kwietniki i latarnie? Nikt nie ma wątpliwości, o jakich miastach i miasteczkach wszyscy marzymy. Każdy z nas chce żyć w przestrzeni uporządkowanej, estetycznej i jednocześnie zachowującej swój historyczny charakter. Jak pogodzić przeszłość z teraźniejszością i odważnie patrzeć na estetyczne wyzwania przyszłości?
„Estetyczny dialog” przestrzeni
Czym w ogóle jest estetyzacja miasta? W najprostszych słowach to sprawianie, że miasto staje się po prostu piękniejsze. Oczywiście nic nie dzieje się „samo z siebie” jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Estetyzacja przestrzeni to proces żmudny, wymagający wprowadzenia wielu zmian w myśleniu o mieście i jego tożsamości.
Miasta i miasteczka to nie „puste wyspy”, które budujemy, wprowadzając kolejne elementy przestrzeni. Każda przestrzeń funkcjonuje w określonym kontekście historycznym, ma swój charakter i jest zakorzeniona w przeszłości. Dlatego estetyzacja to proces silnie związany z dziedzictwem i tożsamością. Ważne jest, by myśląc o mieście, przyjąć szeroką perspektywę, która będzie bazowała na fundamencie przeszłości, spełniała aktualne potrzeby mieszkańców i wytyczała ścieżkę dla kolejnych pokoleń. Pogodzenie tych elementów, a więc myślenie z jednej strony historyczne, z drugiej – przyszłościowe i funkcjonalne, to gwarancja stworzenia przestrzeni estetycznej, przyjaznej i ciekawej turystycznie. Nie jest to jednak łatwe zadanie.
Największą trudnością „estetycznego dialogu” jest konieczność pogodzenia powstających współcześnie form i historyczny, zabytkowy kontekst. Niełatwo znaleźć drogę, która będzie godziła interesy mieszkańców, turystów, władz i konserwatora zabytków.
Dyskusje nad kształtem przestrzeni, zachowaniem tradycyjnych form, układów urbanistycznych i modyfikowaniem elementów czy wprowadzaniem nowatorskich zmian są jednak potrzebne i warto poświęcić czas na stworzenie spójnej wizji, która wyznaczy kierunek poprawy estetycznej miasta. Tak właśnie powinniśmy postrzegać estetyzację – jako proces, dzięki któremu krok po kroku miasto stanie się piękniejsze.
Ochrona zabytków
Estetyzacja miasta w kontekście dziedzictwa to myślenie dwutorowe. Z jednej strony to działania mające na celu zachowanie zabytków jako takich, z drugiej zaś to podnoszenie atrakcyjności otoczenia, dążenie do estetyzacji „tła”. Są to oczywiście ścieżki, które bardzo silnie się ze sobą splatają, ale wymagają nieco innego podejścia.
Mówiąc o estetyzacji w kontekście zabytku, mamy na myśli przede wszystkim wszelkie prace konserwatorskie. Jest to temat rozległy i trudny z perspektywy inwestorów, władz miejskich czy wojewódzkich, które w większości polskich miast starają się zachować historyczną tkankę w stanie możliwie najlepszym i najbliższym oryginalnym koncepcjom.
Zachowanie zabytków w dobrym stanie to nie tyko dogłębne prace konserwatorskie na szeroką skalę, ale także bieżące działania, czyli dokonywanie regularnych pomniejszych prac porządkowych czy uzupełnianie ubytków. Ważnym aspektem estetyzacji jest także usunięcie wtórnych przekształceń, które często są nie tylko bezstylowe i nienawiązujące do historycznego kontekstu, ale wręcz szpecące. Z jednej strony jest to dążenie do przywracania form historycznych przez rozbiórkę rozmaitych „dobudówek” czy wybijanie zamurowanych lata wcześniej okien. Z drugiej strony to bieżący nadzór nad samowolnymi działaniami właścicieli i mieszkańców. Próby zabudowania balkonów czy zmiana okien i drzwi na niepasujące do historycznego kontekstu to tylko najbardziej rażące przykłady ingerowania w zabytkową przestrzeń. Nie mniej ważne jest zachowanie pierwotnego kształtu dziedzińców i podwórzy oraz wnętrz, bo – pamiętajmy – budynek to nie tylko fasada. Aby uniknąć szkodliwych działań, konieczne jest budowanie świadomości form historycznych i utrzymania spójności zgodnej z pierwotnymi założeniami. Tylko tak można długofalowo ochronić nasze dziedzictwo przed niszczącymi je przemianami.
Estetyzacja otoczenia
Drugi aspekt estetyzacji przestrzeni, czyli działanie nie „na żywym zabytku”, ale w jego otoczeniu, także nastręcza wielu problemów. Tło, jakie sami tworzymy dla zabytków, stanowi o ich turystycznej atrakcyjności i znacząco wpływa na estetykę miejsca. Mówiąc o tle, mamy na myśli wszelkie elementy przestrzeni, które „otaczają” zabytek, a więc zarówno rośliny, jak i elementy małej architektury czy meble miejskie. Tworzenie „tła” powinno odbywać się z jednej strony z poszanowaniem kontekstu historycznego, w pełnej zgodności z założeniami, jakie przyświecały naszym przodkom, z drugiej zaś muszą być dostosowane do dzisiejszych potrzeb, co wiąże się z koniecznością wprowadzania nowych elementów w przestrzeń miejską.
Wyobraźmy sobie setki turystów, którzy chcą zrobić zdjęcie zabytkowemu pałacowi, a na każdej fotografii widać niebieską toaletę typu toi toi albo żółty kosz na śmieci… Takie elementy potrafią bardzo negatywnie wpłynąć na odbiór przestrzeni i zniweczyć nawet najlepszą pracę konserwatora. Jednak przestrzeni, nawet tej zabytkowej, nie sposób w pełni „wyczyścić”. Już w połowie XIX wieku ojcowie nowoczesnej myśli konserwatorskiej przestrzegali, że jeśli obiekty historyczne mają przetrwać, to powinny pozostawać „żywe”. Musimy je dostosowywać do współczesnych wymagań i oczekiwań użytkowników, zachowując jednocześnie wartości zabytkowego budynku czy założenia.
Kontekst i spójność
Aby pogodzić estetykę, szacunek dla dziedzictwa i kontekstu historycznego, ważne jest zachowanie dwóch podstawowych zasad: kontekstualności i spójności.
Zasada kontekstualności polega na nawiązaniu do historycznych form i założeń, z jakich dana przestrzeń „wyrosła”. Bardzo pomocne są tutaj materiały archiwalne, które mogą stanowić ścieżkę przywracania pamięci i tożsamości miejsca. Powrót do historycznych form, tam, gdzie jest to możliwe, okazuje się często bardzo dobrą drogą do rewitalizacji przestrzeni. Może to dotyczyć np. restaurowania skwerów, przywracania placom czy pasażom ich pierwotnego kształtu. Możemy wówczas bezpośrednio czerpać z przeszłości i przywrócić teraźniejszości fragment historii.
Co jednak począć z elementami, które są niezbędne, a nie funkcjonowały wcześniej? Konieczne wydaje się dopasowanie nowych form do starego kontekstu. Nie jest to proste zadanie, ale podstawowym wyznacznikiem musi być zawsze fundament historycznego dziedzictwa. To on bowiem powinien wyznaczać ścieżkę projektanta. Kosze na śmieci czy latarnie nie muszą odtwarzać form historycznych, ale ważne, by pasowały do zabytkowego kontekstu, by czerpały z jego form i do nich mniej lub bardziej nawiązywały. Czerpanie z dziedzictwa przeszłości powinno być pierwszym krokiem ku poprawie estetycznej naszego otoczenia.
Zasada spójności zakłada, że wszystkie elementy wprowadzone do przestrzeni powinny tworzyć harmonijną całość. Jeśli więc pracując nad przestrzenią zabytkową, myślimy o wprowadzeniu do niej nieco bardziej nowatorskich form, warto przede wszystkim zadbać o spójność koncepcji. Wprowadzanie odważnych elementów, nowoczesnych brył czy żywych, kontrastujących kolorów zawsze powinno być dokładnie omówione z konserwatorem zabytków oraz plastykiem miasta.
Nowe formy mogą bronić się nawet w zabytkowych kontekstach, ale gwarancją sukcesu są projekty szanujące przestrzeń historyczną, wchodzące z nią w subtelny dialog, ale nieprzekrzykujące tego, co zabytkowe. W takich wypadkach ważne jest zachowanie umiaru. Stawianie na jeden element, akcent, który dodaje przestrzeni smaku, ale jej nie przytłacza różnorodnością barw i form.
Szyldy, banery, potykacze…
Co najbardziej szpeci nasze miasta? Reklamy, szyldy, potykacze, krzykliwe witryny.
Nawet najpiękniejszy rynek otoczony wspaniałą zabudową może zostać estetycznie uśmiercony przez niekontrolowane i chaotyczne działania. Oczywiście w przypadku parków kulturowych i obszarów wpisanych do rejestru zabytków są one karane i eliminowane. Niestety o ile na starym mieście w Warszawie czy Krakowie rygor zachowania ładu przestrzennego jest naprawdę duży, o tyle mniejsze miejscowości, o nierzadko wspaniałej zabytkowej zabudowie, tracą swą atrakcyjność pod stertami reklam i szyldów.
Jak zatem zapanować nad przestrzenią i uczynić ją po prostu lepszą? Tu w praktyce warto zastosować zasady kontekstualizacji i spójności. Przede wszystkim więc należy pochylić się nieco nad przeszłością, zajrzeć do archiwalnych zdjęć, dotrzeć do pierwotnych zamysłów naszych przodków, odpowiedzieć sobie na pytanie, co stanowi fundament naszej tożsamości? Co jest prawdziwym skarbem przestrzeni, w której żyjemy? Te nieco wzniosłe pytania prowadzą nas jednak do bardzo prostych i praktycznych rozwiązań. Bazując na dostępnych danych, zaproponujmy przedsiębiorcom szyldy i neony pasujące do historycznego kontekstu. Pokażmy, jak miasto wyglądało kiedyś i za pomocą wizualizacji udowodnijmy, że może być piękniej, jeśli wszyscy będziemy czerpać ze wspólnego dziedzictwa.
W przypadku parasoli i ogródków, gdzie rzecz jasna brakuje nam „wzorców”, warto kierować się zasadą spójności i postawić na neutralne formy – beże, biele, ażurowe meble, lekkie ogrodzenia, delikatne ozdoby. W ten sposób nie zaburzymy równowagi przestrzeni, ale przeciwnie, sprawimy, że te elementy staną się neutralnym i – co najważniejsze – spójnym estetycznie tłem dla pięknej architektury.
Jak namówić przedsiębiorców do zastosowania się do tych zasad? Tego typu zmiany są często odbierane jako ograniczenie swobody. Porządkowanie szyldów, witryn i ogródków wymaga niestety czasu i konsekwencji ze strony władz. Nie mniej ważna jest oczywiście także wola współpracy ze strony przedsiębiorców. Najskuteczniejsza wydaje się metoda „kija i marchewki” – z jednej strony pilnowanie zasad i karanie niesfornych przedsiębiorców mandatami, a z drugiej zachęcanie do współdziałania i promowanie dobrych praktyk. Coraz częściej w praktyce okazuje się, że oporni na zmiany właściciele sklepów, widząc wizualizację i mając do dyspozycji jasne wytyczne i pomoc ze strony urzędników, sami dostrzegają korzyści ze spójnej identyfikacji wizualnej. Szybko zaczynają przekonywać się do estetycznych szyldów i skromniejszych witryn, które podkreślają, a nie zasłaniają historyczne bogactwo miejsca. Kluczem jest jednak pokazanie ścieżki i udowodnienie, że taki dialog z przestrzenią ma sens.
Przykład idzie z góry
Inicjatorem dobrej zmiany w przestrzeni musi być zawsze władza samorządowa. To działania władz i decyzje o poprawie jakości przestrzeni mogą stać się początkiem rewolucji. Czasem nawet niewielkie zmiany okazują się kamieniami milowymi, które wpływają na życie miasta i jego mieszkańców. Władze miejskie powinny dawać przykład, jak dbać o wartość historyczną i prowadzić z nią dialog. Największym zagrożeniem jest bowiem nie tylko brak owego dialogu, ale swego rodzaju „przekrzykiwanie” zabytków. Taka sytuacja następuje, gdy w przestrzeni miejskiej pojawiają się budynki niepasujące do kontekstu, zaburzające czystość panoramy, zmieniające rozkład akcentów przestrzennych. Krótko mówiąc: szerzej dbać o sylwetkę miasta. Jedyną siłą, która może powstrzymać takie szkodliwe działania, są władze samorządowe. To one właśnie powinny sprawować pieczę nie tylko nad poszczególnymi elementami, ale także czuwać nad spójnością tkanki miejskiej.
Warto także wspomnieć o coraz silniejszym trendzie w polskich samorządach – identyfikacji wizualnej. Miasta i miasteczka chcą coraz mocniej zaznaczać swoją tożsamość, podkreślać charakter i budować markę. Tworząc konkretną wizję, ustalając logotypy i kolorystykę, warto pamiętać, że elementy te będą funkcjonowały w historycznej przestrzeni miasta.
Konieczne jest zachowanie spójności, a także odwołanie się do historycznych kontekstów. Często pomocne są zresztą kolory heraldyczne, które automatycznie kojarzymy z danym miastem. Przy tworzeniu logotypów i identyfikacji nierzadko korzystamy zaś z pereł architektury danego miasta, charakterystycznych punktów, które na stałe wpisały się w jego krajobraz. To także rodzaj dialogu i budowania tożsamości przez promowanie dziedzictwa.
Autor: Błażej Ciarkowski